Refleksje po niedawnym Fashion Week
21:09:00
Jako, że nie gonię za trendami i nie jestem maniaczką pokazów mody, specjalnie nie przejęłam się nadchodzącym Fashion Week. A jednak cudownym zbiegiem okoliczności, niespodziewanie dostałam wejściówkę od Goera - człowieka który za każdym razem gdy się ujawni w moim życiu, prócz fundowanej rozrywki, wpycha mnie w magiczny świat metafizycznych przeżyć. Wtedy dzieją się sytuacje i „zbiegi” okoliczności, które zazwyczaj można oglądać w filmach familijnych, czyli spełnienie marzeń i happy endy.
Zaczęło się ostrożnie.
Stworzyłam sobie bezpieczną, monochromatyczną kreację z bordowymi dodatkami, aby na wszelki wypadek za bardzo nie rzucać się w oczy, ale jednak błysnąć jakąś twórczą inwencją, oraz kolorowym akcentem.
Tuż po wejściu na teren imprezy, byłam lekko zagubiona i niepewna... Czekając na przyjazd bardzo dawno niewidzianej, poznanej właśnie dzięki Goerowi - Weroniki, błąkałam się podziwiając różnorodne stylizacje gości FW...
Kiedy przez komórki namierzyłyśmy się i odnalazłam Weronikę, zobaczyłam jak bardzo na dobre zmieniła się w czasie naszego niewidzenia. Ona w przeciwieństwie do mnie, nie była ubrana w barwy ochronne, tylko w żywe, wesołe kolory. Choć zawsze świetnie się bawiłyśmy – tym razem poczułam że czeka mnie wykwintna uczta towarzyska: dyskusje przeskakujące dowolnie z poziomów tych najwyższych - duchowych, do tych niższych - próżnych i odwrotnie – sam miód :)
Zaraz potem wpadłam pod flesz dobrego ducha wszystkich wszystkich spędów modowych – fotografa Piotra Zyznowskiego. On potrafi odczarować z pompatyczności, każdą nawet najbardziej nadmuchaną atmosferę. Dzięki jego szybkiej sesji zdjęciowej, poczułam się jak gwiazda, a czegoż więcej potrzeba niepewnemu ego? Efekt był tym mocniejszy, że do Piotra dołączyli się inni fotoreporterzy, robiąc zdjęcia „na wszelki wypadek” - a nuż ta pani okaże się kimś sławnym? ;) Następnie spotkałam moją ulubioną ekipę Radia Łódź – czyli Pati i Jacka, i dopiero to wszystko sprawiło, że odprężyłam się i poczułam swojsko.
Dlaczego tak trudno było mi przejść do swobodnego samopoczucia na FASHION Week?
Lubię obserwować intereakcje zachodzące pomiędzy mną a otoczeniem. Z racji tego, że ubieram się troszkę inaczej niż nakazują trendy, mam często okazję do różnych refleksji. Łódzki Fashion Week niestety nie jest miejscem gdzie można czuć się swobodnie we własnej „drugiej skórze”. Odbiegając od trendów ogólnych, nie wtapiając się w tłum, jest się narażonym na krzywe spojrzenia, półgłośne, niekoniecznie miłe komentarze... i jakie z tego można wyciągnąć wnioski? Wydaje mi się, że świadczy to o braku TOLERANCJI, która powinna być hasłem przewodnim tego typu imprez, promowanym szczególnie przez artystów i świat sztuki. Nie na darmo podczas ślubowania na ASP padają słowa o szanowaniu inności (nie pamiętam dokładnych słów, ale kontekst jest właśnie taki).
I mamy odpowiedź na to, dlaczego nasi artyści przywdziewają szare, niekiedy bogate w formę i strukturę, ale jednak monochromatyczne kreacje, bo właśnie dzięki temu mogą być sobą, nie narażając się na krytykę, która zazwyczaj nie jest konstruktywna, świadczy o braku klasy oraz podbudowuje ego krytykującego, przy okazji raniąc dotkliwie bardzo wrażliwą i delikatną zazwyczaj osobę krytykowaną.
Przez takie zachowania podkreślamy niestety naszą zaściankowość – przykro się robi, że wszelka ocena wychodzi od osób przedstawiających swoim stylem trendy, które są aktualne w zachodnich sieciach i na zachodzie nie przedstawiają sobą nic nadzwyczajnego – ot zwykły street style dostępny dla każdego.
Ile jeszcze czasu potrzeba aby Łódź uchodząca za miasto mody, nauczyła się cenić indywidualność oraz inność? Kiedy skończy się kopiowanie zachodu i lansowanie dobrych obserwatorów, a nie prawdziwych twórców?
Przykre jest stwierdzenie, że ubierając się w zgodzie z własnym wnętrzem - lepiej i swobodniej czułam się na ulicach małego miasteczka w Anglii niż na łódzkim Fashion Week...
Na szczęście towarzystwo Weroniki i spotkanie z Piotrem skutecznie odcięły mnie od dalszego analizowania reakcji otoczenia – FW to przede wszystkim pokazy i na tym skupiłam swoją uwagę.
A gdzie magiczne przeżycia?
No właśnie moja nadwątlona pewność siebie, przez zdecydowanie niekonstruktywną krytykę, została wynagrodzona i skutecznie utwierdzona. Okazało się, że moje zdjęcia, robione przez Piotra, trafiły na blog pani Doroty Wróblewskiej http://www.dorotawroblewskablog.pl/konkursy/fashionphilosophy-fashion-week-poland-stylizacje-c/ i moja stylizacja wzięła udział w konkursie, gdzie dotarła do samego finału, jako jedna z trzech http://dorotawroblewskablog.pl/konkursy/konkurs-hp-mysle/ . Choć nagrodę wygrał „Niebieski Szalik” http://dorotawroblewskablog.pl/konkursy/final-konkursu-na-stylizacje-podczas-fashion-week/ to emocje związane z konkursem i przechodzenie przez kolejne etapy, sprawiły że za każdym razem tańczyłam z radości.
Efekt tego jest, taki że moja wiara w bycie autentyczną została głęboko ugruntowana. Bo w najśmielszych marzeniach nie wyobrażałam sobie, że moja inwencja jest w stanie wybić się pośród takiej ilości ciekawych kreacji. Ten konkurs oraz odnowiona znajomość z Weroniką to magiczny Happy End tej historii i dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili :)
3 komentarze
Zdjęcia emanujące radością.
OdpowiedzUsuń:-)
Piękna jest ta bordowa torebka. Skąd? Można szerszego posta na jej temat ze zdjęciem na zbliżeniu bordowego cuda? :)
OdpowiedzUsuńps. inspirujący blog! Pozdrawiam
B.
Dziękuje za słowa uznania :)
OdpowiedzUsuńTorebka to trofeum lumpeksowe. Bardzo łatwa do samodzielnego uszycia. Jej zdjęcia zamieszczę w przyszłym tygodniu, koło środy - obecnie nie ma mnie w Łodzi.
Pozdrawiam serdecznie :)