- 11:00:00
- 8 Comments
Wbrew pozorom sprawa jest prosta, nawet
dla tych, którzy nie mają wyćwiczonej w rysowaniu ręki.
Potrzebujemy:
- T-shirt
- farbę, tudzież farby do malowania na tkaninach (można je kupić w necie lub sklepie dla plastyków)
- podkładkę z tektury
- kalkę
- długopis
- wydruk lub rysunek, który chcemy przenieść na t-shirt
- dwa pędzle: jeden cieniutki, drugi grubszy
- miseczkę na wodę
- papierowe ręczniki do wycierania pędzli
Rozkładamy t-shirt na równej
powierzchni.
W środek pod warstwę na której
będziemy malować, wkładamy tekturę najlepiej w formacie A4.
Wyrównujemy materiał i w miejscu,
gdzie chcemy namalować „coś” układamy kalkę, tak by
odrysowany element odbił się na dzianinie.
Na kalce kładziemy nasz rysunek i
odrysowujemy kontury długopisem
Rozrabiamy farbę i najpierw cienkim
pędzelkiem zamalowujemy cienkie linie i małe przestrzenie.
By było łatwiej i za dużo farby nie
zbierało się na pędzlu, co jakiś czas moczymy go i wycieramy.
Gdy wszystkie trudne momenty mamy
zamalowane, większe powierzchnie zamalowujemy grubszym pędzlem.
Ponieważ farby do tkanin to farby
wodne, do malowania używam pędzli do akwareli.
Malunek jest bardzo trwały, gdyż utrwalamy go w wysokiej temperaturze, przeprasowując żelazkiem przez ściereczkę. Ważne by żelazko nie miało załączonej pary.
Powodzenia :)
- 10:00:00
- 2 Comments
Tak już się utarło, że Fifka sypia
w naszym łóżku – w nocy. W dzień śpi na swoim legowisku, czyli
posiada łóżeczko do wypoczynku dziennego – co za rozpusta.
Oczywiste jest, że pies swoje miejsce posiadać musi, więc urządza
je po swojemu, kopiąc w nim, gryząc, ciumkając i przeżuwając.
Wyrko Fifki, kupione za całkiem sporą
kasę, już po dwóch tygodniach nabyło pierwszą łatę.
Z upływem czasu przybywało naszywek,
a cerowanie zaczęło przypominać pracę syzyfową.
Pierwotnie eleganckie, w szarą tkaninę
tenis łoże, nabyło czarnych, aksamitnych wykończeń.
Potem
metamorfoza, pokryła je różowym pluszem. Doszła poduszeczka w
indyjski wzór, również w odcieniach różu. Zapas materiału oraz
jego struktura utrzymały róż przy życiu przez niemal rok. Można
było naszywać łaty, a one same przez włos aksamitny, stawały się
niewidoczne.
Obecnie Fifi ma ponad półtora roku,
zapał do gryzienia nieco jej zelżał, róż po przeprowadzce do
błękitnego przedpokoju,nie bardzo pasuje. Nadszedł właściwy czas
i obie dojrzałyśmy do kolejnej metamorfozy.
Zaznaczam, że Fifka towarzyszyła mi
wiernie podczas trwania prac. Nie mogła się doczekać, kiedy oddam
jej posłanie. Obserwowała, czy nie robię łóżeczku jakiejś
krzywdy, albo czy sobie go nie za bardzo przywłaszczam, bo były
momenty, w których musiałam w nim siedzieć by je ładnie obszyć.
Do zmiany obszywania użyłam
chropowatej dzianiny, która jest miła w dotyku, przypomina frotę i
pomimo jasnego koloru, jej melanżowy charakter powinien utrzymać na
dłużej pozór czystości.
Na koniec, by całość nie była zbyt
ponura, poduszkę obszyłam, udzierganą na drutach wstawką z
moheru, a potem jeszcze zaszalałam z kocykiem. W końcu buldożki to
zmarzlaki, prócz tego jak wszystkie psy lubią kopać oraz ścielić
legowiska przed ułożeniem się do snu. Do tej roli kocyk nada się
idealnie.
A jeszcze zapomniałam o nowym brzuszku
słonika, któremu Fifi regularnie robi operacje i wyciąga
wnętrzności. On też dostał nową łatę – więc mamy pełen
komplet :D
Łatwo jest kupić nowe, a stare
wyrzucić – jednak o wiele większą radość sprawia tworzenie i
przerabianie. Warto znaleźć czas na tego typu prace domowe, one
pomagają w ćwiczeniu koncentracji, wyciszają, stanowią pewien
rodzaj medytacji. Namacalne efekty dają satysfakcję. Rzecz która
nie trafi na wysypisko, to kolejna kropla, która ratuje nasz świat,
a oszczędzone pieniądze możesz w inny, dowolny sposób spożytkować
:)
Wpatrzony wzrok psa podczas prac, a
potem radość, skakanie i tarzanie się w nowym wyrku –
bezcenne....
- 16:18:00
- 3 Comments
Pisałam w jednym z postów o mojej nowo odkrytej collage'owej fascynacji. Moja współpraca z Feel Joy się rozwija, a projekty przechodzą eskalację serrealistyczno-psychodelicznych klimatów. Dawno praca nie sprawiała mi takiej frajdy, zarówno na etapie tworzenia jak i obserwacji tego jak efekt końcowy trafia do odbiorców. Poniżej przedstawiam Wam drugą kolekcję. Obecnie zakończyliśmy collage do trzeciej...
- 15:33:00
- 0 Comments
Odkąd Babcia wtajemniczyła mnie w
istotę hymnu Łodzi (Prząśniczka dla niezorientowanych), a miałam
wtedy lat 3, marzyłam o kołowrotku.
Po latach moje marzenie się
ziściło - na chwilę - ponieważ przywróciłam do życia stary kołowrotek,
znaleziony kiedyś na przypadkowym strychu. Babcia nauczyła mnie jak
się nim posługiwać. Wkrótce potem tenże przyrząd, realizując
swoją ostatnią misję rozleciał się... i znów powróciłam do
marzeń, które w międzyczasie zostały udoskonalone przez wizytę w
odwiedzonej hodowli alpak. W Alpakarni, Pani Marta zaimponowała mi
pokazując i opowiadając o swoich przędzalniczych umiejętnościach.
Teraz marzę już o konkretnym
dwupedałowym modelu: Symfonia
Oczywiście marzę też o własnej
hodowli królików angora i szynszyli, które będą przyzwyczajone
do pieszczot, wyczesywania i strzyżenia, tak by sprawiało im to
wyłącznie przyjemność. Kilka własnych alpak i owiec też by się
przydało....
A że nie mam jeszcze własnego
gospodarstwa i Symfonia też musi poczekać na odpowiednie
powiększenie budżetu, znalazłam inny ciekawy sposób na produkcję
przędz.
Na pomysł ten wpadłam dawno temu, gdy
nie mając pod ręką przędzy, przedziergiwałam co tylko się dało. Tak wykorzystałam stare nici do szycia. Łącząc je
uzyskałam cudowne zjawisko przejść tonalnych.
Dzianina, powstała z tego typu przędzy
jest lejąca, przewiewna i daje niesamowite możliwości. Świetnie
wygląda sama albo z dodatkiem przędzy puchatej typu moher,
zwłaszcza w kolorze kontrastowym.
Przyjazna jest też w praniu. Jeśli
nie zwiera dodatku wełny, można z powodzeniem prać ją w pralce.
A oto kilka przykładów moich prac z
użyciem tej przędzy:
Ostatnimi czasy dostałam spory zapas
nici, szczególnie końcówek od zamykającej się szwalni. Ustawiłam
wszystkie szpulki w tonacji od białej poprzez żółcienie, idąc
dalej widmem tęczy doszłam do szarości i czerni. Zwijając łącznie
8 nitek, gdy kończyła się szpulka, dowiązując według kolejności kolejne kolory, uzyskałam
niesamowite przędze, w przepięknych kolorach. Pamiętam moją
ekscytację podczas zwijania motków, nie mogłam zasnąć
wyobrażając sobie jak piękne rzeczy z nich powstaną. Teraz
dzieje się z nich kolekcja, która zostanie zaprezentowana Wam
jesienią.
Polecam tę formę twórczości, życzę Wam udanej zabawy,
to niezły sposób na recykling przeterminowanych nici ;)
- 00:48:00
- 0 Comments