Naturalny narkotyk i ekstaza duchowa, czyli wyższość biegania nad chodzeniem

21:22:00


    O tym, że biegamy, postanowiliśmy już dawno temu. Tylko, że pomimo tego postanowienia, udowodnienia sobie, iż potrafię pokonać dystans 3 km bez większego wysiłku, nie zapałałam miłością do tego typu rozrywki. 
Owszem, szybki marsz, jazda na rowerze - czemu nie - praktyczne to to, do pracy można jeździć, nie trzeba specjalnych strojów. 
A w trakcie biegania zadyszka, duszenie, świszczenie - nic przyjemnego.
No dobra, słyszałam że endorfiny po 20 min. biegania się wydzielają, że coś tam, lecz ja wymyśliłam sobie, że każdy rodzaj sportu tego potrafi naturalne narkotyki wyzwolić.

Aż tu nagle pewnej soboty, pakując się do wyjazdu na wiochę, znów postanowiliśmy wspólnie pobiegać. Spakowaliśmy odpowiednie ciuchy, pogoda piękna, więc może uda się zrealizować postanowienie. 

Gdy dojechaliśmy na miejsce, siadłam sobie na tarasie by powylegiwać się w słońcu i przeglądając FB, trafiłam na taki oto post u Pepsi KLIK 

No dobra - pomyślałam - Hara, teraz ten argument do mnie dociera i jest logiczny!

Zresztą Pepsi nie pierwszy już raz wiele mądrych prawd mi uświadomiła, dlatego i tym razem jej zaufałam, a wręcz nie mogłam się doczekać porannego biegania.

Rano ruszyliśmy w naszą trasę i odkryłam, że jazda na rowerze nadała mocy moim nogom. Odpadł mi dyskomfort zmęczonych mięśni. Pozostał tylko problem z oddechem. Szczęśliwie J o niebo bardziej doświadczony w bieganiu, utrzymywał równe i łagodne tempo. Mogłam bez problemu skupić się na pracy z oddechem. Stopniowo czułam jak wdechy sięgają coraz głębiej, aż w końcu nauczyłam się używać przepony.

Dla mnie to było niesamowite odkrycie, dostałam nowego zasilania! 

W międzyczasie J wyznaczył nam cel, do którego mieliśmy dobiec. Normalnie nie dałabym rady. Zazwyczaj wymiękałam w połowie przebiegniętej przez nas trasy. Tym razem pamiętając o Hara i przeponie, utrzymując równe tempo i jednocześnie wizualizując sobie wdzięczność dla mojego ciała, które tak sprawnie i wydajnie zaczęło pracować - dobiegłam do wyznaczonego celu!!!
A tuż przed dotarciem do mety, zaczęły spływać mi łzy po policzkach - szczęścia oczywiście - ponieważ to co poczułam, można porównać do stanu głębokiej medytacji, w której czujesz moc i jedność. Niesamowite uczucie.

Tego dnia  przez dwie godziny pokonaliśmy niemal 15 km. Przyznaję, pod koniec maszerowaliśmy, lecz najważniejsze jest to, że nauczyłam się używać przepony i w końcu zrozumiałam o co chodzi z tym bieganiem. Żaden z dotychczas uprawianych przeze mnie sportów nie uruchamiał potęgi oddechu. 
Tak to jest, jestem z tych, które największą motywacje czerpią z duchowości :) 
Dziś bolą mnie mięśnie, czuję w całym ciele wczorajszy wysiłek, lecz nie mogę się doczekać czwartku, tego dnia rano znów zaplanowaliśmy biegi na wsi :) 

You Might Also Like

0 komentarze