Dzierganie i filmy jako moje lekarstwo na „doła”
12:13:00
Miewam dni, zapewne jak każdy, gdy
mnogość obowiązków przytłacza. Zazwyczaj staram się stosować
zasadę, w której albo pozytywnie argumentuję czynności, które
czekają na wykonanie, albo ubieram plan dnia w takie zadania, że
sama praca napawa mnie radością i nie mogę się doczekać kiedy
się za nią zabiorę.
Zazwyczaj...., ponieważ nie zawsze się
to udaje. Szczególnie wtedy, gdy nadrabiam zaległości po długiej
chorobie. Czynnik pochorobowego osłabienia robi swoje, również
wspomniany nawał zaległości potrafi sprawić, że czuję się jak
bym nosiła ciężki plecak z kamieniami.
Taki stan zazwyczaj owocuje
przygnębieniem, frustracją, oraz powiększeniem ciężaru plecaka.
Mam na taki nastrój, od lat
wypracowane lekarstwo, które działa niezawodnie. Pozwala mi się
wyciszyć, odprężyć, zdjąć ciężary z pleców....
Polega to na tym, że biorę robótkę
– tworzę jakąś rzecz, której ukończona wizja, napawa mnie
radością, a jednocześnie nie mam poczucia straty czasu, w końcu
dzierganie to moja praca – na dvd wrzucam któryś z moich
ulubionych filmów – najczęściej są to filmy Woody'ego Allen'a –
siadam na kanapie, otoczona zwierzakami i odlatuję :D
To jest mój raj, moja nirvana
Zabawne jest to, że jedną z moich
ulubionych komedii stał się film „Drobne cwaniaczki” (bo
oczywiste jest, że dramatem nie będę się obciążała). Choć nie
jest to najlepszy film Allen'a, to zawiera w sobie wszystko w co
wierzę: szczęście, które nie wymaga majątku, blichtr, który
jest złudny, pasja i talent jako źródło pieniędzy oraz
oczywiście wielka miłość, która przetrwa wszystko – zapewne
dzięki tym treściom, uczyniłam sobie z niego plasterek na duszę
:) Polecam tym, którzy jeszcze nie widzieli.
To jest mój osobisty rytuał
odprężający, wytrenowany od lat zapadł już głęboko w moją
podświadomość i działa jak automatyczny program oczyszczający.
A Wy macie jakieś swoje rytuały na
takie okazje?
0 komentarze